27 sierpnia 2014 roku uzgodniłem warunki gry w klubie Sokół Aleksandrów. Zadebiutowałem kilka dni później w wygranym 3-0 meczu. Pierwsze wrażenia: super drużyna, świetna atmosfera, dobry trener i niesamowita baza treningowa. Jeszcze nie wiedziałem, że ta przygoda tak szybko się zakończy… Mój drugi oficjalny mecz. Zaczynam w pierwszym składzie. Pierwsza połowa w żargonie piłkarskim określiłbym kopaniną i rzeźnią. W drugiej połowie natomiast zrobiło się trochę więcej miejsca, zacząłem się coraz bardziej cieszyć z gry. W pewnym momencie „przeczytałem” podanie w środku pola, wyprzedziłem pomocnika i przejąłem ją. Jednak do piłki bliżej miał obrońca przeciwników. Wybił piłkę lewą nogą i prawdopodobnie prawą nogą zawadził moją nogę postawną. Ja zrobiłem nagły zwrot, stopa została w miejscu, kolano poszło w bok i TRACH… Jeden wielki trzask i ból… Padłem na ziemię i zacząłem krzyczeć. Czułem, że będzie źle. Lód, karetka i dramat w głowie. Zasłaniałem twarz koszulką, bo nie byłem w stanie patrzeć na innych… Dzień później potwierdziło się najgorsze: ZERWAŁEM WIĘZADŁA KRZYŻOWE PRZEDNIE, MAM ZGNIECIONĄ CHRZĄSTKĘ I USZKODZONE WIĘZADŁA POBOCZNE. Koszt takiej operacji prywatnie to około 6-8 tysięcy, a na fundusz zdrowia trzeba czekać. Nie mogę stawać na tej nodze do operacji, jak również 6-8 tygodni po operacji. Cała rehabilitacja trwa od operacji minimum 6 miesięcy…W głowie miałem wszystkich, których zawiodłem. Rodzinę, która mi tyle pomagała i była ze mną na dobre i na złe. Prezesów, trenera i zawodników z Sokoła, którzy pozyskali mnie z nadziejami, a ja w drugim meczu odpłacam im się kontuzją. Wreszcie tym ludziom, którym dałem motywację w swojej determinacji i motywacji w powrocie na boisko. I co? Po tym wielkim powrocie doznaję jednej z najcięższej z możliwych kontuzji…
Miałem wrócić do poważnej piłki! Miałem pokazać, że można się podnieść! Miałem wielkie plany… i co? Chce mi się płakać, jestem załamany. Jedni z najlepszych lekarzy sportowych w Łodzi tłumaczą, że nie ma ćwiczeń, które mogłyby wyeliminować ryzyko zerwania więzadeł krzyżowych. To wciąż nieodgadniona zagadka, bo gdyby można było to wyeliminować to wielcy zagraniczni piłkarzy ze znanych klubów nie mieliby tej kontuzji… Jeden fałszywy ruch, jeden zwrot, czasem dodatkowa siła przeciwnika i nawet tak świetnie przygotowani zawodnicy jak Falcao doznają tej kontuzji… Ale pójdźmy krok dalej: Theo Walcott z Arsenalu, Victor Valdes z Barcelony, Kuba Błaszczykowski z Borussii Dortmund…. Z każdym z nich wiąże się inna historia: jeden po kontuzji, drugi praktycznie bez urazów. Jedne kontuzje zdarzyły się na początku sezonu, inne pod koniec. Raz było starcie z przeciwnikiem, raz bez przeciwnika…Naprawdę ciężko znaleźć cechę wspólną tych przykładów, oprócz tego że zerwali więzadła krzyżowe…
Ja w pierwszej kolejności szukam winy w sobie i zaczynam szukać w Internecie jakie są przyczyny tej kontuzji. Pytam fizjoterapeutów, lekarzy, trenerów, innych piłkarzy, którzy mieli tę kontuzję i szukam odpowiedzi. Jedną z odpowiedzi może być zła technika biegu i złe nawyki z młodości. To jak kropla drążąca skałę – 1000 złych ruchów, aż w końcu przychodzi ten 1001 w często mało spodziewanym momencie i trach… Tak też mogło być… Dlaczego tak się zastanawiam na tą przyczyną? Dlatego bo wierzę, że można by było tego uniknąć! Odpowiednim treningiem, żywieniem i podejściem, ale nie rok czy dwa jak w moim przypadku, tylko od małego. Dlatego chcę tą moją kontuzję przekuć w coś pozytywnego. Nie wiem czy będę jeszcze grał w piłkę, najprawdopodobniej nie! Ale wierzę w to, ze Bóg nie daje nam problemów, których nie jesteśmy w stanie pokonać. Wierzę że nic nie dzieje się bez przyczyny. Wierzę, że kolejna próba która stoi przede mną ma jakiś sens. Mam tylko nadzieję, że ten sens odnajdę!